sobota, 29 maja 2010

między głębią orginalu a płytką komercją..

Dlaczego najbardziej popularne Radia karmią nas ciągle tą sama muzyką, tych samych artystów i nie ma miejsca na młode kapele? Czy to wina Radia czy może samych ludzi którzy chca słuchać takiego materiału ? prostej, nie skomplikowanej muzyki. A może taka muzyka jest lepsza od tzw. alternatywy.
A telewizja?- tu już chyba w ogóle nie ma miejsca na coś nowego. Od lat jesteśmy karmieni tymi samymi programami, a stacje muzyczne są „przepchane” komercją i utworami, które z lekkością sprzedadzą się. Otóż, siadam sobie pewnego deszczowego dnia przed TV, bo cóż innego w deszczowe dni robić i przeglądam. Skaczę z kanału na kanał. Serial, reklama najlepszej herbatki odchudzającej, dalej - telenowela brazylijska, kolejno trafiam na człowieka niegdyś kojarzonego z ambitnymi rolami w Teatrze Narodowym, dziś powiemy o nim: Pan od reklamy BONUXA, idąc dalej.. BINGO! Stacja muzyczna. Widzę grupkę „wycackanych” murzynek poruszających się w rytm muzyki. Z ciekawości zostaję na dłużej. Na dwadzieścia obejrzanych teledysków w jednej z polskich stacji muzycznych, podkreślam POLSKICH! Szesnaście z nich, to utwory rodem z USA. Raperzy ozdobieni w złote łańcuchy i dresy najlepszej marki śpiewający o tym jak to im w życiu ciężko, o tym, że nikt im nie pomaga, w ogóle caly świat jest zły,a oni biedni. Biedni i pokrzywdzeni przez cały świat, mimo tego,że zbijają miliony będąc w czołówce list przebojów w takich właśnie stacjach. Te same twarze od X lat. A jeśli jest już coś odrobinę świeższego, to widzimy toco trzeci utwór.. Ale, ale.. nowy kawałek.. w podpisie widzę polskie nazwisko.. moja iskra nadziei w ów stację powraca. Powraca, lecz po chwili stwierdzam, że wolałam jednak słuchać poprzednich numerów. Po niemiecku, włosku czy francusku. Dlaczego? Z prostego powodu ! Za nic nie rozumiałam o czym ów artyści do mnie mówią. Tymczasem staje mi przed oczmi polska artystka przekazując mi motto życiowe: „uwierz, czasem nie oznacza więcej”. I myślę. CO autor miał na myśli. Przez dłuższa chwilę zastanawiam się, czy jest ze mną coś nie tak? Po namyśle, stwierdzam, że chyba jednak to nie ze mną, a z artystką jest coś nie tak. Nijak nie potrafię odczytać tego ni w dosłowny, ni metaforyczny sposób.. wkurzam się, na co dzień otacza mnie muzyka ambitna, alternatywna, o treściach, które od pierwszego momentu, wbijają w krzesło. I co? I nic..,, w radio nikt nigdy nie usłyszał żadnego ich kawałka o tv nie wspominając już w ogóle, nie ma ich na plakatach, na pierwszych stronach gazet. Znają ich jedynie Ci,dla których muzyka to coś więcej niż połowa gołego tyłka na wizji, czy muzyka przy której można powyginać się na deskach dyskoteki. Chwała Bogu, że w moim kraju jest jeszcze dosyć spora grupa takich właśnie „kulturalnych” ludzi.

Na studiach zawsze mówili mi: „Trzeba mieć swój język, swój rozpoznawalny styl i być oryginalnym”, po czym prezentowali badania mówiące, że najpopularniejszymi swego czasu tytułami gazetowymi, których tematyczne zastosowanie było kosmicznie szerokie, były dwa super oryginalne wykwity: pierwszy „I co dalej?”, oraz drugi: „Druga strona medalu”. Stosowano je zarówno w relacjach sportowych, jak i w reportażach np. z dnia spędzonego w firmie pogrzebowej. Minęło kilka lat, a ja mam wrażenie, że wszyscy piszący do serca sobie te uwagi wzięli, uwierzyli w siłę swojego pisania i poznali moc przekaźnika jakim są media. Teraz tę moc wykorzystują na kreowanie swojego jakże krytycznego wizerunku. Oni teraz w chwil kilka mogą pod niebiosa unieść, oni w sekund parę mogą zrzucić z piedestału i zagrzebać, albo na wieczną śmieszność skazać. I boli to.
Oczywiście jako zupełnie przeciętny człek o zainteresowaniach ogólnomuzycznych i ogólnokulturalnych, w tamtą stronę goryczą mi się odbija. No bo przeglądam zupełnie niemuzyczną gazetę i widzę ogromną reklamę płyty młodego zespołu, która wszem i wobec ogłasza, iż ta cd to debiut roku i najlepsza płyta roku 2010, choć do jego zakończenia pozostało „ledwie” 7 miesięcy. Oczywiście traktuję takie chwyty zgodnie z ich przeznaczeniem, i z czystym, otwartym na młode, sercem, zabieram się do przesłuchania tego materiału dźwiękowego. I trafia mnie po chwili, choć powinno raczej spłynąć jak po drobiu. Trafia mnie bo okazuje się, że nasi, grają jak nie nasi, dodatkowo śpiewają o bzdurach w sposób niesamowicie pretensjonalny i drażniący, a brzmieniowo i gatunkowo spóźnili się o kilka lat. Dodatkowo sugeruje się, że kto jak kto, ale ONI to wiedzą jak pisać dobre songi. Ja szukam tych songów, ale ich nie słyszę, więc się poddaję. Płyty na własność nie kupię. Ale moje rozczarowanie ma się nijak do innych recenzji w prasie. Bo ja czytam teksty w stylu ”w końcu nasi grają światowo, tak jak grają najwięksi” i mi smutno bo z jakiej paki my musimy do nich równać? Czemu musimy być światowi? Czemu największym sukcesem polskich niezależnych kapel ma być fakt, że grają tak jak za granicą? Czemu cieszymy się, że w końcu jest zespół, którego nie powstydzimy się poza naszym krajem, bo gra tak jak się gra u nich? A czemu my musimy te nasze kompleksy leczyć w ogóle? Świata przecież nie zmienimy. W hameryce każdy gnojek, zanim porządnie opanuje jazdę na bmxie, może iść do sklepu i za kieszonkowe zakupić dobre wiosło i wzmacniacz, tłuc z kolegami do bólu, aż mu łapy odpadną i okaże się czy coś tego wspólnego muzykowania będzie czy nie. Tam zdecydowanie łatwiej o narodziny legendy. Szanse są nieporównywalnie większe. Ile samorodnych talentów u nas w Polszy umarło śmiercią naturalną? Ilu nieświadomym opatrzność dała talent, który przez losu nieopatrzność zmarnowali? No bo tu się żyje inaczej niż w usa czy na wyspach. Tu łatwiej znajdziesz dilera niż miejsce do grania, szybciej wciągniesz się w misję na Marsa niż w granie żywej muzy. This is not USA... - jak śpiewał wielki Farina. Czemu musimy miarą makro mierzyć nasz mikrokosmos? Przecież nawet jeśli pojawi się na polskim rynku zespół, który na łopatki rozłoży wszelaką konkurencję i na wysokim światowym poziomie nagra super przebojową indie płytę, to w skali makro przepada niechybnie, od zaraz, od ręki, momentalnie. Próby były: Hey i Myslovitz podjęli rękawicę, ale szybko wrócili do nas na tarczy. Kto jak kto, ale oni chyba mogą śmiało powiedzieć, że lepiej rządzić w piekle niż służyć w niebie.

Zaintrygowała mnie jeszcze jedna rzecz. Najświeższy przykład festival TOP TRENDY. Koncert TRENDY. Wchodzę na web stronę i czytam: „Po raz ósmy, podczas Sopot TOPtrendy Festiwal, Telewizja POLSAT będzie promować młodych wykonawców tzw. wschodzące gwiazdy i nowe muzyczne style „. Nowięc siadam, oglądam, bo kto wie, może coś fajnego się trafi. I co widzę? Wschodzące gwiazdy, które mają za sobą trzy wydane płyty, od dziesięciu lat pojawiaja się „na salonach” i w festiwalach. No więc o co chodzi ja pytam. Jaką szansę ma młody zespół ( bez kontaktów i show biznesowej przeszlości)na zaistnienie w taki sposób?

Podsumowując: przebić się można 3 sposobami. albo się ma markę - przykład Sidney Polak. był perkusistą T.Love od 14 lat, po czym nagrał solową płytę wydaną przez EMI., w radiu się usłyszało, bo wiadome, że ludzie będą tego słuchać z samej ciekawości. Płytę kupią, bo jak EMI wydało, to pewnie hit. Niestety ostatnio co raz częściej zamiast HIT trafia się KIT. Bo przestaje liczyć się jakość, a ilość. Masówka= zysk. Nie tylko dla artysty, który gdzieś tam z siebie wybębni kilka słów do mikrofonu, a dla całej masy innych dobrych ludzi, którzy ów płytę tworzyli i ciężko na nią pracowali, by potem ją wypromować tak, by zgarnąć za nią dobra kasę.

Drugi sposób, to typowy przykład: "Dzień dobry, nagrałem płytę, tutaj jest singiel.. oj koperta mi wypadła to Pańska?"

Ostatni sposób na „wejście na falę” To tak zwane:„ nie masz talentu, możesz pokazać cycki”. Nie wiesz o czym śpiewać? Twój głos nikaj pasuje do czesoś zwanego : "sztuką muzyczną" Nie martw się! Wystarczy,że wsuniesz na siebie skąpą mini. i będzie ok. Ludzie kupią.

Wysówa się więc nam tylko jedna wizja. To co dobre, jest w dalszym ciągu zaściankowe. Nie zepsute. Ileż to razy słyszymy: „Kiedyś grali dla siebie, a teraz pojawiają się w komercyjnej telewizji” Chcesz być kimś, rób swoje niezależnie od ceny jaką za to zapłacisz. Chcesz iść w stronę komercji, która o ile uda Ci się, to Cię kupi po to, by zrobić na Tobie jak najwięcej kasy, po czym puścić w niepamięć, bo „nowy towar” stoi tuż za Tobą i czeka na swoje 5 minut. Rób to, z czym chcesz, aby Cię kojarzono.

sobota, 8 maja 2010

patriotyzm czy demonstacja fałszu?

w polskiej historii pełno jest dat, których woleli byśmy nie pamiętać. 10 kwietnia jest kolejnym takim dniem. Najpierw zderzenie z okropną informacją o tragedii, niedowierzanie a następnie śledzenie kolejnych doniesień. Przedmieście Krakowskie w ciągu kilku godzin zamieniło się w ogromne skupisko ludzi... Oglądałam to z zewnątrz wyłączając emocje, które były nieodzownym towarzyszem tych dni... Przysłuchiwałam się wielu wypowiedziom, które były pełne patosu... Z tego ogromnego tłumu słychać było głosy o "kochanym prezydencie", "wielkim człowieku", "oddawaniu hołdu" itp. Wszystko te słowa zapisałam w cudzym słowie, ale nie traktuję ich jako cytatów. Zapisaałm je w takie formie, gdyż wg mnie pełne są ironii i fałszu... Zanim doszło do tragedii prezydent RP nie miał wielu zwolenników, jego wizerunek pozostawiał wiele do życzenia. Patrząc na niego widzieliśmy gbura wrzeszczącego "spieprzaj dziadu!", niewychowanego oprycha mówiącego "ta małpa w czerwonym" i mało inteligentnego polaczka wieszającego flagę do góry nogami... Gdzie więc krył się ten wielki patriota, oddany kraju prezydent i obrońca tradycji rodzinnych? Pomijając kwestię pochówku chcę poruszyć jeszcze sprawę szumnie nazwanej "oddawania hołdu". Pytam ile osób poszło tam z głębokiej potrzeby serca oddania hołdu tragicznie zmarłemu prezydentowi RP (bez względu na to kim on był), a ilu z czystej ciekawości (nie zawsze wstęp do Pałacu Prezydenckiego jest tak łatwy), a ilu jeszcze tylko dlatego, że "wypada", bo "inni idą, to ja pójdę i ja... jeśli na Krakowskim Przedmieściu my, Polacy, staliśmy z potrzeby serca, jeśli uznawaliśmy wielkość zmarłego,, jeśli chcieliśmy złożyć mu hołd, to dlaczego nie czuć prawdy płynących z naszej postawy i słów? Mam wrażenie, że słowo patriotyzm utraciło swą moc, głębię i dawne znaczenie. Dziś sprowadza się ono do jawnego demonstrowania postawy (jaką przejawia większość lub jaką przedstawić wypada), do wstawienia zdjęcia/ czarnej wstążki na portalach społecznościowych, wpisania świeczki w opis komunikatora GG. Patriotyzm nie oznacza hołdu i postawy pełnej powagi z barwami narodowymi i powiewającą flagą ale komórką w dłoni, zdjęciami i filmami z uroczystości pogrzebowych...